
Z Przewalska nad jezioro Ala Kol – Kirgistan co zobaczyć ?
[:pl]Kirgistan co zobaczyć ? My polecamy drogę do jeziora Ala Kol.
Udaliśmy się do Przewalska (Karakol), miasta, z którego można zrobić trekking w kilka ciekawych górskich i w miarę łatwych miejsc. Sam Karakol za jakiś czas pewnie będzie wspaniałym kurortem, jednak na dzień dzisiejszy nie oferuje zbyt wiele.


Do miasta przyjechaliśmy marszrutką, gdzie znaleźliśmy przyzwoity pensjonat, przepakowaliśmy tam plecaki zostawiając trochę niepotrzebnych rzeczy i jednocześnie zarezerwowaliśmy sobie miejsce na wypoczynek po powrocie z gór. Pensjonat posiadał bardzo dobrą lokalizację, blisko głównej drogi prowadzącej w kierunku parku narodowego w którym, miał zaczynać się nasz trekking nad jezioro Ala Kol.
Dla zainteresowanych poniżej adres pensjonatu:
ул. Масалиева 100

Do parku można podjechać marszrutką nr 101, która jeździ z okolic powyższego adresu.

Busik za drobną opłatą zawiózł nas parę kilometrów tuż na same obrzeża miasta. Po paru minutach marszu zauważyliśmy budkę z poborem opłat oraz tablicę, która informowała, że nasz punkt docelowy to jakieś 19,5 kilometra. Na wszelki wypadek zrobiłem jeszcze zdjęcie mapki. Tradycyjnych map nie posiadaliśmy i posiłkowaliśmy się tylko sciągnętymi na telefon wojskowymi mapami z czasów ZSRR z lat siedemdziesiątych, które sprawdziły się rewelacyjnie i szczerze polecam je w tamte rejony.
Za wstęp do parku należy zapłacić 250 som/osoba + 150 za namiot ( o ile się przyznacie do jego posiadania…).

Kilka minut rozmowy “o niczym” z przesympatycznymi strażnikami, opłata za wstęp do parku i mogliśmy iść. O ile trasa do Ala Kol wydaje mi się teraz dość oczywista, to nie liczcie zbytnio na oznaczenia na samej trasie mimo, że poniższa tablica wskazywałaby, że będzie zupełnie inaczej.


Na początku mijamy wioskę, w której znajdują się 2 mikrosklepy przypominające bardziej kioski. Mieliśmy możliwość uzupełnienia zapasów wody i ewentualnie jakichś słodyczy. Poważniejsze zakupy z jedzeniem zrobiliśmy w samym Karakol, co okazało się rozsądnym podejsciem do tematu zaopatrzenia.

Droga na początku wiedzie po lewej stronie rzeki.
Mijamy jurty i nie możemy sobie odmówić aby zajść i zamienić parę kurtuazyjnych zdań, dzięki czemu dostajemy zgodę na kilka zdjęć 🙂


Konie pasą się wszędzie ale tego można było łatwo pomylić z baśniowym jednorożcem.

Droga prowadziła lekko w dół do mostu na zdjęciu poniżej. Skręciliśmy w prawo, przeszliśmy przez most, następnie w lewo i lekko pod górę. Jest to trzeci most, który napotkaliśmy licząc od pierwszej wioski.


Po przejściu przez most po pewnym czasie droga nam urwała. Była zniszczona przez rzekę. Musieliśmy się wrócić kawałek i zauważyliśmy wijącą się na wysokość około 5-7 metrów. Pozwoliło nam to ominąć uszkodzony odcinek drogi. Obejście zajęło nam około 15 minut, po czym ponownie wrócliśmy na szlak.

Niestety z Karakol wyszlismy dość póżno i nie udało nam się pokonać zbyt wielu kilometrów. Mimo, że cześć rzeczy zostawiliśmy w Karakol, to miałem wrażenie, że mój plecak wcale nie jest zbytnio lżejszy, a to głównie przez jedzenie zapakowane na jakieś trzy dni.
Słońce zaczynało powoli zachodzić. Zdecydowaliśmy się iść tak długo aż nie zrobi sie ciemno, jednak po chwili zrereflektowaliśmy się, że nie będzie łatwo znaleźć odpowiednie, równe miejsce na nocleg. Ostatecznie znajdujemy w miarę atrakcyjną miejscówkę, jednak szukanie jej było na tyle długotrwałe, że namiot rozkładamy przy użyciu czołówki w otoczeniu nocy. Zaraz po tym jak rozstawiliśmy nasz mobilny “dom” rozszalała się burza. O ile namiot trzymał się dzielnie, to myśl czy tak samo poradzą sobie pobliskie drzewa, których kilka złamanych leżało tuż obok, nie dawała mi spokoju. Magda rozmyślała zaś o wilkach 🙂
Na drugi dzień okazało się, że powinniśmy ustawić budzik, gdyż spało nam się zbyt dobrze i wyszliśmy znowu baaardzo późno, co nas potem sporo kosztowało…

Znowu szliśmy wzdłuż rzeki, co parę kroków jawił nam się coraz to piękniejszy widok.






W końcu dochodzimy do mostu, którym przeprawiliśmy sie na drugą stronę. Scieżka prowadziła w lewo, a następnie odbijała w lewo stromo pod górę. Przy moście był również napis informujący, że 300 metrów prosto jest obóz, w którym można przenocować, zjeść coś, a nawet skorzystać z sauny.

Jako, że mamy swoje jedzenie, a czas goni nas nieubłaganie decydujemy się zajść tam, ale dopiero w drodze na dół.



Z miejsca, gdzie przesliśmy kładką na nad rzeką teoretycznie należało liczyć około 4 godzin marszu do jeziora Ala Kol. Po drodze mijamy ze 3 bardzo przyjemne polany, które stwierdziliśmy, że byłyby dobrym miejscem na rozłożenie namiotu. po kolejnych 2 godzinach okazuje się, że dla strudzonych jest na szlaku przygotowane specjalne miejsce biwakowe. Mała chatka w której można się awaryjnie schronić, rozpalić ognisko i ogrzać się. O ile na samej trasie było dość pusto, to tutaj natrafiliśmy kilka osób z namiotami. Zdecydowaliśmy też, że będziemy tutaj nocować w drodze powrotnej.

Po minięciu chatki droga wspina się coraz bardziej. Im bliżej jeziora tym stromiej, przez jakiś czas idziemy po rumowisku skalnym, później piarg. Sam szlak nie jest wyzwaniem technicznym po prostu trzeba się zwyczajnie trochę namęczyć. Idąc rumowiskiem natknęliśmy się na miłą niespodziankę, jedyne miejsce, gdzie trasa była oznaczona, były to kamienne kopczyki.
Tak jak pisałem wcześniej niestety późny wymarsz tamtego dnia zaowocował tym, ze przed naszym upragnionym celem zaczęło się ściemniać. Bardzo chcieliśmy zobaczyć jezioro, którego niestety nie zobaczycie na moich fotografiach, ale nie mieliśmy ochoty wracać w nocy po rumowisku skalnym co byłoby nieuniknione. Efekt zobaczenia samego jeziora mógłby okazać się zbyt niebezpieczny, rozsądek wziął górę. Z ogromnym smutkiem zawróciliśmy tuż na finale. Jezioro zgodnie z mapą było po lewej stronie jakieś 40 minut marszu dalej.
Mamy za to doskonały powód aby tam wrócić i obejrzeć zapewne przepiękne górskie jezioro. Nie żałujemy natomiast samego trekkingu, którego celem nie było tylko jezioro ale po prostu sama trasa w górach.



W drodze powrotnej zaszliśmy na chwilę do “schroniska”, które sie juz powoli zwijało ze względu na pożną porę roku. Obóz jest czynny od połowy czerwca do połowy września. Warto zapamiętać tę informację, jeżeli planujecie wyruszyć do Ala Kol bez namiotu i nocować w tym miejscu.


Po dwóch i pół dnia suchego prowiantu smażone jajka to prawdziwie królewskie danie.

Dla chętnych sauna w samym sercu gór



Warto mieć przy sobie bilety bo może się zdarzyć kontrola, co prawda niezbyt skrupulatna, ale zawsze 🙂
Na “kontroli” schodzi się nam trochę, nie żebyśmy się jakoś tym martwili 🙂
Jak dojdziecie nad jezioro to podzielcie się widokami.
Komentarze mile widziane.
Paweł
Najnowsze komentarze