Song Kul – magiczne miejsce w Kirgistanie

[:pl]Song Kul to chyba jedno z bardziej sztandarowych miejsc Kirgistanu. Każdy kto tam był poleca to miejsce opisując je jako niepowtarzalne, urzekające nie szczędzi różnych poetyckich porównań na różnycg blogach polskich i zagranicznych.
Skuszeni Mickiewiczowskimi opisami przyrody i nie tylko, po uiszczeniu opłaty dla lokalnej firmy w kwocie około 100 dolarów za transport samochodem terenowym w dwie strony (bo podobno inaczej się nie da tam dojechać, co moim zdaniem jest nie do końca prawdą) udaliśmy się nad Song kul, czyli nad jezioro wysoko w górach. Cena oprócz trasnportu zawierała nocleg w jurcie dla dwóch osób oraz pełne wyżywienie.  Drogo (jak na Kirgistan) ale bez tragedii po zsumowaniu całości. Jak się potem okazało podobno znaleźliśmy i tak najtańsze lokalne biuro (szczegóły co, jak i za ile w osobnym wpisie wkrótce)

Droga z Kochkor (tam był nasz start w kierunku jeziora) do Song Kul na początku wiodła asfaltówką, która następnie się kończyła przechodząc w droga szutrowa. Mineliśmy kilka wiosek i pojedynczych zabudowań położonych w lekkim oddaleniu od drogi.

Droga do Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

W miarę krętą ale dość bezpieczną drogą kierowca wiózł nas w coraz wyżej. Droga zasadzie nie była jakoś specjalnie wymagająca i wyższa osobówka powinna dać sobie spokojnie chyba, że spadłby śnieg…

Droga do Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

Podziwialiśmy częściowo porośnięte trawą stoki gór, gdzie po raz pierwszy w życiu mieliśmy okazję zobaczyć pasące się na wolności, Yaki. Zwierzaki te wydają się  na pierwszy rzut oka niebezpiecznie, ale po moim wyjściu z samochodu ledwo dały się je sfotografować i umykały natychmiast przed nami w sporym pośpiechu.

 

Droga do Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy
Droga do Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

Po jakichś trzech i pół godzinie dojechaliśmy nad jezioro. Krajobraz bajkowy. Ogromny płaskowyż, zaś w dali góry. Pośrodku tego wszystkiego ogromne czyste jezioro z lodowatą wodą. Wokół wielkiej wody jurty, pasterze, wszechobecne konie, osiołki, kozy, barany i cały pozostały inwentarz, który który można znaleźć na typowych górskich pastwiskach.

Droga do Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

Kierowca zawiózł nas do jednej z rodzin, która nas ugościła. Z początku trochę się martwiliśmy, że trafiliśmy w miejsce typowo turystyczne z jurtami, w których po prostu będziemy nocować. Po dwóch godzinach  czuliśmy się tam jednak bardzo przyjemnie, a element komercji był na szczęście na niezauważalnym poziomie.

Droga do Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

Rodzina, która nas gościła jak i lokalni Kirgizi  okazali się być niesamowicie sympatyczni oraz naturalni w swoim zachowaniu tak, że szybko zapomnieliśmy w jaki sposób tam dotarliśmy. Jeżeli zdecydujecie się na pobyt, którejś z rodzin szczerze polecamy wykupienie posiłków. Są to po lokalne potrawy, które nam bardzo przypadły do gustu.

Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

Na miejscu trzeba było się poszwędać po okolicy dzięki czemu mój obiektyw natrafił na małą modelkę, która jak tylko zobaczyła, że będą zdjęcia zaczęła w sposób zawodowy pozować co trzeba przyznać wychodziło jej znakomicie. Chłopiec z tyłu jakby mniej zainteresowany naszą obecnością próbował coś wystrzelić z procy 🙂

Dzieci z  Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

 

Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

W Song Kul otrzymałem najkrótszą lekcje czegokolwiek. W tym przypadku była to jazda na koniu. Wiecie, takie wielkie, czworonożne zwierzę, czasem stoi dęba jak coś go przestraszy. Sprawa więc wyglądała w ten sposób, że moja luba, która wcześniej brała wielogodzinnej nauki w Polsce jazdy konnej bardzo chciała aby również jej potowarzyszył na co ja kategorycznie odmawiałem, aż do pobytu w Song-kul. Po zapewnieniach Kirgiza, że mnie nauczy jeździć i wszystko mi pokaże zgodziłem się niemrawo na jazdę. Po 15 minutach siedziałem na koniu.  Kirgiz zaczął mi tłumaczyć całą “obsługę” konia:
-ciągniesz tak – jedzie w prawo,
-ciągniesz tak- lewo,
-wodze do siebie plus drrr – stop,
-pięty w bok plus mówisz czjut, czjut – jedziesz.
Tak oto powiedział, pokazał, następnie poszedł do jurty mówiąc w drogę. Cała lekcja 3 minuty!!!! Cóż trzeba było jakoś wykorzystać otrzymaną ogromna dawkę wiedzy i powiem nieskromnie nie było źle. Ogromna przestrzeń wokół jeziora to rewelacyjne miejsce na naukę i pierwsze kroki w siodle. Tutaj dobra informacja dla wszystkich, którzy chcieliby pojeździć na koniu w Kirgistanie, a nigdy nie mieli kontaktu z koniem, to jestem żywym (na szczęście) dowodem, że można i nawet trzeba wypożyczyć tam jakiegoś rumaka :). Ceny za wypożyczenie konia są śmieszne. Godzina to 300 som, cały dzień 800 som.

Song Kul, Kirgistan – rodzina, która nas gościła

 

Krówki z Polski nad Song Kul 🙂

Jadąc w różne miejsca bierzemy czasem ze sobą coś co sami uwielbiamy i lubimy się tym dzielić. Nasz ukochane krówki z Wawelu. Tym razem wzięliśmy ze sobą dwa opakowania aby udało się nam też i rozdać miejscowym, zamiast w całości spałaszować jeszcze w samolocie 🙂

“Wawel” Kirgistanie 🙂

Siła naszej woli jest słaba, ale tym razem stanąłem na wysokości zadania i nieskromnie powiem, że dzielnie broniłem krówek przed Magdą, a nie było to łatwe…
Widok uśmiechniętych “kirgiziątek” wcinających uratowane przed Magdą krówki bezcenny 🙂

Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

 

Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

 

Góry Tien Shan, Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

Dla tych, którzy jednak nie zdecydują się do jazdy konnej, osiołek zawsze pod ręką. Będziecie się mogli poczuć jak prawdziwy Sancho Pansa.

Osioł 🙂 Song Kul, Kirgistan – zplecakiem (c) blog podróżniczy

 

W jurtach można spać maksymalnie do końca września/początku października. Są one ogrzewane, ale i tak w nocy bywa chłodno. Na miejscu są dostępne koce oraz kołdry w dość sporej ilości, więc nikt nie powinien finalnie zmarznąć. Można oczywiście tak jak i my mieć swój własny śpiwór.
Po sezonie rodziny mieszkające nad jeziorem powoli schodzą coraz niżej ze względu na zbliżającą się zimę. Podczas naszego pobytu widać było jak jest składanych kilka jurt. Zdjęcie powyżej pokazuje jedno z gospodarstw w jakich zimują pasterze z Song Kul.
Miejsce z pewnością jest ciekawe i warte odwiedzenia. Mam nadzieję, że zdjęcia mówią same za siebie i wiele nie trzeba dodawać o okolicy. Można mieć delikatne wrażenie, że część rzeczy jest robione pod turystę, ale już po krótkim pobycie zapomina się o tym. W zasadzie nasza najdroższa “impreza” w Kirgistanie, ale i tak nie żałujemy. Alternatywą dla Song Kul może być natomiast dużo mniejsze jezioro Kel Ukek (1 dzień piechotą z Kochkor), o którym będzie osobny wpis.
Szczegóły jak dojechać, za ile i u kogo na osobnym wpisie.

 

A tymczasem udajemy się na herbatę

Myanmar

Zaproś nas na kawę

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close