Kel ukek, aletrnatywa dla Song Kol – Kirgistan
Po paru godzinach napotkaliśmy pasterzy, którzy chętnie się z nami zapoznali. Okazało się, że godzinę dalej dokładnie naszej drodze są ich jurty, do których to chętnie nas zaprowadzili, a nawet jeden z Kirgizów ….
[:pl]Kirgistan – zwiedzania ciąg dalszy 🙂
Do Kel Ukek wybieramy się z Kochkor, które okazało sie dobrym miastem do aby zakotwiczyć się na jakiś czas z naszymi większymi bagażami. Po drodze zatrzymujemy się przy każdej nadarzającej okazji jeśli tylko ktoś chciałby aby mu zrobić zdjęcie:)
Droga w góry prowadzi przez wioskę o wymownej nazwie Bolszewik. W tym kraju czasem człowiek się zastanawia czy Kirgistan zorientował się, że już dawno nie jest częścią ZSRR?
Wiele razy przejeżdżając przez Kirgistan zwracaliśmy uwagę na charakterystyczne cmentarze. W Bolszewik chciałem uwiecznić jeden z nich. Cmentarz znajdował się niedaleko posesji, na której było również inne cmentarzysko. Kiedy tylko jej właściciel zauważył mnie z aparatem, prawie siłą zaciągnął mnie aby pokazać mi coś ciekawego. Istotnie warto było przejść kawałek aby natrafić na Pobiede czyli protoplastę naszej Warszawy. U nas może i miałaby szansę trafić do jakiegoś amatora motoryzacji i być odremontowana. W Kirgistanie ma szansę jedynie na rozwój znajomości z rdzą…
Nie udało nam się przejść zbyt daleko i znowu zatrzymalismy się się zagadnięci przez jednego pana, który chciał dowiedzieć czegoś więcej o nas. Po kilku zdaniach zostaliśmy zaproszeni na skosztowanie ayranu – coś na kształt naszego zsiadłego mleka. Sympatyczne zaproszenie, więc ciężko odmówić. Po godzinie stwierdziliśmy, że czas ruszać dalej.
Przed wyjściem właściciel zaproponował, że nas podwiezie parę kilometrów. Za podwózkę odwdzięczyliśmy się kwotą 300som, za to zaoszczędziliśmy jakieś półtorej godziny marszu.
Przed wyjazdem jeszcze trzeba zatankować samochód i można ruszać.
Roślinność jest raczej uboga i niska. Przez większość czasu praktycznie nie ma możliwośći aby schronić się przed słońcem. Także czapka i krem z dużym filtrem to minimum obowiązkowe.
Mimo, że przez dużą część drogi widac rzekę, to okazji do dostępu do samej wody nie ma zbyt wielu. Jeżeli ktoś chce uzupełnić zapasy wody to nie należy tracić zbytnio okazji. Mimo, że woda w strumykach wydaje się być krystalicznie czysta i prawdopodobnie można ją pić bez najmniejszych obaw, to z Polski wzięliśmy tabletki uzdatniające wodę (25 zł za 50 tabletek, każda starcza na 1litr). Smak po takiej tabletce może i nie rewelacyjny ale za to spokojnie gasi się pragnienie.
Po paru godzinach napotkaliśmy pasterzy, którzy chętnie się z nami zapoznali. Okazało się, że godzinę dalej dokładnie naszej drodze są ich jurty, do których to chętnie nas zaprowadzili, a nawet jeden z Kirgizów oddał Magdzie swojego konia, która dzielnie radziła sobie w trudnym terenie.
Po około godzinie docieramy do obozowiska. Rodziny koczowników nie mają stałego miejsca w jakim żyją w górach. Jurty są przenoszone w zależności od panującej pogody. Zgodnie z informacją od jednego z górali np. w okolicach lipca/sierpnia obozują nad samym jeziorem Kel’Ukek. Poźniej schodzą coraz niżej tak jak i spada temepratura. W okolicy listopada/grudnia schodzą całkowicie z gór do zabudowań wiejskich.
To, że Kirgizi to jedni z najlepszych jeźdźców na świecie nie bierze się z niczego. Dzieciaki mają kontakt z końmi już od małego. Zanin mały Kirgiz nauczy się dobrze chodzić d0skonale jeździ już konno, a z pewnością lepiej niż ja 🙂
Tak, to jest lodówka. Nie wygląda zachęcająco. O ile w nocy we wrześniu bywa już naprawdę chłodno, to jednak w dzień jest zdecydowanie ciepło. O dziwo na miejscu nie zatruliśmy się niczym i nie mieliśmy żadnym problemów żołądkowych. Ze swojej strony zaecałbym jednak udając się w tamte rejony zaopatrzyć kontrolnie w jakiś lek na problemy trawienne. Z drugiej strony przecież mięso powinno skruszeć…
Po dotarciu do obozowiska okazało się, że jest zbyt późno abyśmy byli w stanie dojść przed nocą nad jezioro. Kirgizi zaproponowali abyśmy wzięli od nich konie co zdecydowanie skróciłoby czas dotarcia na sam szczyt. Po długich obawach z mojej strony na propozycją zdecydowaliśmy się wziąć konie ale wraz z górskim przewodnikiem, a zarazem opiekunem. Należy tutaj wspomnieć że, jedyna lekcja i jazda konna jako miałem w swoim życiu odbyła nad Song Kul w formie samodzielnej trzygodzinnej jazdy po płaskim terenie… Jazda w typowych górach jest przecież jednak zdecydowanie czymś innym!!!
Większość zdjęć z nieprzyjemnych dla mnie miejsc niestety nie mam ponieważ skupiłem sie bardziej na trzymaniu konia niż aparatu:) Możecie mi jednak uwierzyć, że droga pod górę z okolic 2500 metrów na 3000 metrów jest niczym w porownaniu z tym jak koń schodzi z powrotem. Kilka razy miałem wrażenie, że przelecę przez jego głowę, zaś w sytuacji gdy jesteś totalnym amatorem, a koń który ledwie mieści się na ścieżce zaś po prawej stronie macie co najmniej kilkanaście metrów, z których możecie spaść wraz z koniem, to nie jest to przyjemne uczucie. Uczucie porządnej lekcji było potęgowane, że koń co jakiś czas przysiadywał na zadzie strome zejście.
Powoli chylące się ku zachodowi powodowało jednak że górskie szczyty zaczęły się tonąć w ciepłej i spokojnej tonacji.
Na końcu nagroda- jezioro. To trochę takie nasze Morskie Oko, alę trochę wyżej, trochę inaczej.
Mimo naszych wcześniejszych planów powrotu do Kochkor tego samego dnia okazało się byc to nierozsądne. Do obozowiska wróciliśmy już w nocy. Na szczęście koń zwierze nad wyraz inteligentne nie potrzebował moich wskazówek i mogłem go w zasadzie puścić swobodnie aby podążył do swojego domu. Zresztą i tak nic nie widziałem po ciemku więc jaka różnica 🙂 ?
W jurtach spędziliśmy noc, zaś z samego rana udaliśmy z powrotem do Kochkor gdzie czekały nas plecaki.
Reasumując Kel Ukek jest rewalacyjnym miejscem, trochę tak alternatywa dla Song Kul, choć to inny krajobraz. Z pewnością Kel Ukek jest miejsce bardziej kameralnym, spotkacie tam mniej turystów.
Informacje praktyczne:
Wybierająć się do Kel Ukek trzeba wyjść z Kochkor bardzo wcześnie jeżeli zamierzacie wrócić tego samego dnia. Nalezy liczyć około 8-10 godzin na dotarcie do jeziora.
Droga nie jest technicznie trudna, ale jest długa co ją czyni dość męczącą
Jeżeli liczycie na spanie w jurtach i jesteście w drugiej połowie września lub później, warto się dopytać czy wyżej są jeszcze górale oferujący nocleg?
Najnowsze komentarze